Spektakl “Audiencja III, czyli Raj dla Eskimosów” w felietonie Pawła Głowackiego dla Polskiego Radia

Udostępnij:
fot. Robert Siwek

(…) Cóż, płonne było moje przerażenie. W środku zimy Teatr KTO pokazał “Audiencję III, czyli Raj Eskimosów” Bogusława Schaeffera – i mróz oraz śniegi zostały za drzwiami! Tak samo Polska! Szczerze? Myślałem, że śnię. Oto wchodzi na scenę bohater – i nie jest oszroniony, a uszy ma rumiane niczym w lipcu na Krecie! Nie charczy, nie dygoce, nie sinieje, nie jest utopiony w cebulowo skomponowanej odzieży, nie posiada małej śniegowej zaspy na czole, nie człapie w walonkach pradziadka, który był z Napoleonem pod Moskwą, nie zwisają mu z dziurek nosa dorodne sople rozmiarów, mniej więcej, szabli starego dzika z Białowieży, oraz zjawieniu się bohatera nie towarzyszy świst lodowatego wichru, dobywający się z otwartych na oścież drzwi, których nie można zamknąć, gdyż zawiasy lód skuł na amen. Otóż – całkiem spokojnie można je tak otworzyć, jak i zamknąć. Kontrabasu – bohater nasz jest zawodowym muzykiem – nie pokrywa gołoledź i nie widnieje na nim kartka z prośbą o handel wymienny: “Oddam pajdkę suchego chleba za jeden kamyk węglowy! A koń – niech sobie radzi sam!”. Smyczek też czuje się normalnie – ma pokojową temperaturę, miękkie włosie i lśni niczym w sierpniowym słońcu na plenerowym koncercie, powiedzmy w Lądku-Zdroju.

 

Podobnie nienowocześnie, niewspółcześnie i nieambitnie sprawy mają się z bohaterką. Od stóp do czubka głowy w niczym nie przypomina ona lodowej figury, z której dałoby się wyrżnąć białe pustaki i na skwerze przed gmachem Sejmu zbudować z nich protestacyjne iglo, i nie dałoby się także tasakiem wyrąbać w niej przerębla, aby w cieniu gmachu Prezesa Rady Ministrów wędkę w przeręblu moczyć ostentacyjnie oraz bezowocnie, by fiaskiem tym uprzytomnić władzy odwieczną i potworną prawdę polskiego wędkarstwa: Gdy zimą węgla brak – w Solinie nie biorą nawet niedźwiedzie polarne! Nie, bohaterka nie trzeszczy, gdy do nie zasypanego śniegiem pianina idzie przez scenę, której nie trzeba było posypywać solą. Jest miękka, ciepła, pastelowa. Gdy siada na pianistycznym taborecie, czyni to bez cienia lęku, że przymarznie i z czteronożną naroślą w miejscu strategicznym będzie zmuszona po świecie się błąkać, aż puszczą mrozy i śniegi zejdą z dachów. Siada, ot, po prostu i, ot, po prostu gra, tak jak zupełnie zwyczajnie bohater gra na wiolonczeli, mimo że jedna struna pękła. Czy muszę dodawać, że pękła wcale nie z powodu węglowych kłopotów polskich zimą roku 2022, a tylko dlatego, że Schaeffer w swojej starej sztuce “Audiencja III, czyli Raj Eskimosów” najprawdopodobniej zdecydował, że ma się zerwać na początku? Najprawdopodobniej, bo w tym szaleństwie improwizacji teatralnej – niby jaką można mieć pewność, co było zamysłem, a co sekundową intuicją, przypadkiem, łutem szczęścia aktora? (…)

 

Paweł Głowacki

“Wenecja”

 

CAŁY FELIETON MOŻNA PRZECZYTAĆ NA STRONIE POLSKIEGO RADIA >>> LINK

[FM_form id="1"]
Skip to content