OD DO

Udostępnij:

Tadeusz Kornaś

OD DO

Mógłbym napisać, że nic nie pamiętam z pierwszego spektaklu Teatru KTO – i byłaby to prawda. Od czasu, gdy zobaczyłem Ogród rozkoszy minęło przecież prawie 38 lat. Widziałem później w swoim życiu setki spektakli, a pamięć wyrzuca przeszłość, zaciera obrazy. Ale jednak, paradoksalnie, coś pamiętam – bo to jedno z pierwszych teatralnych wspomnień. Byłem wówczas jeszcze w szkole średniej i poszedłem na pierwsze w moim życiu Krakowskie Reminiscencje Teatralne. Był rok 1980. Wszystko było tu dla mnie nowe.

Zapamiętałem spektakle i wielki ścisk przy wejściu na sale festiwalowe. Teatr KTO był wówczas zaliczany do nurtu młodego teatru, zaangażowanego w sprawy społeczne i polityczne. Na dodatek czasy były nabrzmiałe przeczuciem przemiany – wkrótce miała narodzić się Solidarność. Reminiscencje to chyba moje pierwsze doznanie przynależności do wspólnoty – do ruchu teatrów studenckich, który budowany był wspólnie przez aktorów i widzów. Jakże czułem się wtedy dorosły, choć ze spektakli raczej niewiele rozumiałem.

Miałem pisać o Teatrze KTO, a piszę o sobie… Ale tylko po części – bo jednak ważne jest to, w jakim kręgu kultury powstawała ta grupa, w jak żarliwym kontekście poszukiwań teatralnych się poruszała. Jednak od razu trzeba dodać, że Teatr KTO nie należał do najbardziej radykalnego skrzydła ruchu. Ogród rozkoszy, oparty między innymi na tekstach Konwickiego i Hłaski, przedstawiał alegorycznie losy powojennej Polski… Pierwszej wersji cenzura nie dopuściła do publicznych pokazów. Grano więc dla znajomych w dawnej siedzibie Teatru STU przy ul Brackiej. Teatr KTO zakładali Bronisław Maj, Bogdan Rudnicki, wówczas jeszcze studenci polonistyki na UJ, oraz związani wcześniej właśnie z Teatrem STU Adolf Weltschek, Jerzy Zoń i Józef Małocha.

W 1981 roku Teatrem KTO wstrząśnie wewnętrzny konflikt. Odejdą Weltschek, Maj, Rudnicki. Niepodzielnym liderem stanie się Jerzy Zoń. Właściwie w każdym opracowaniu o Teatrze KTO czytam o tym konflikcie, ale chyba nikt otwarcie nie napisał, na czym on polegał. Ja też nie wiem. Nawet jeśli był on radykalną kłótnią, to później musiało dochodzić do stopniowych pogodzeń, bo Weltschek, Maj i Rudnicki będą z Zoniem współpracować. Co więcej, gdy ostatnio pytałem o to ówczesnych założycieli teatru, nawet nie pamiętali, że były wtedy jakieś silne wewnętrzne tarcia. Dokumenty zachowały więc coś, z czym pamięć poszczególnych osób bardzo łagodnie się uporała. W każdym razie od 1981 roku Teatr KTO całkowicie utożsamiany jest z osobą Jerzego Zonia.

Po roku 1981 Teatr KTO w coraz mniejszym stopniu identyfikuje się z ruchem młodego teatru, a i liderujące ruchowi grupy i krytycy też nie łączą go ze swoim kręgiem. Jednak KTO wciąż gości na kolejnych studenckich festiwalach (bo w jakich innych miejscach miałby grać? Nie było innych możliwości). Przyczyn rozchodzenia się z ruchem było zapewne kilka – najważniejsze chyba natury estetycznej. Kolejne przedstawienia KTO: Sekcja, Paradis, Gmach, Przedstawienie pożegnalne albo Do góry nogami w coraz mniejszym stopniu utożsamiają się z drapieżną estetyką młodego teatru oraz ze społecznym i politycznym zaangażowaniem. W KTO coraz częściej gości śmiech, rozrywka, piosenka, klaunada. Widowiskowość staje się poszukiwaną wartością, a radość widza – podstawową strategią Zonia.

W naturalny sposób Teatr KTO zaczyna zmierzać ku przedstawieniom ulicznym, które od lat dziewięćdziesiątych staną się znakiem firmowym grupy. Różnie oceniana była ta wolta dokonująca się przez kilkanaście lat: od teatru bazującego na tekście do teatru obrazu scenicznego; od opozycyjności i powagi do widowiskowości i radości; od spektakli dla zaangażowanej widowni ruchu młodego teatru (spojonej wspólnymi albo przynajmniej podobnymi poglądami na świat) po widowiska mające sprawiać radość wszystkim, nawet przypadkowym osobom. Niektórzy mówili, że Teatr KTO ulega komercji, inni kibicowali tej niepoddającej się presji idei teatralnej ludyczności.

Teatr KTO pozostanie wierny żywiołowi ulicy. I to nie tylko jako występujący zespół, ale jako organizator festiwali. Zoń będzie przez kilka lat dyrektorem największego w końcu XX wieku polskiego festiwalu teatrów ulicznych w Jeleniej Górze. Dzięki jego zabiegom wiele z występujących tam grup przyjeżdżać będzie do Krakowa. Później krakowski festiwal Ulica stanie się całkowicie samodzielny i przerośnie rozmachem jeleniogórskiego protoplastę. A organizacja festiwali ulicznych to specyficzna działalność. Teatr KTO na czas trwania kolejnych edycji staje się właściwie inicjatorem karnawału. Impulsy teatralne przemieniają krakowski Rynek w przestrzeń świętowania. Każdego lata mieszkańcy Krakowa i turyści poddają się temu rytmowi, cieszą się grą aktorów, ale też fajerwerkami, muzyką, klaunadą. Niejednokrotnie najbardziej spektakularne widowiska festiwalu pokazuje właśnie Teatr KTO.

Napisałem na samym początku tego tekstu, że pierwsze w ogóle przedstawienie KTO alegorycznie przedstawiało losy powojennej Polski… W 1993 roku teatr pokazał uliczny spektakl o losie całego świata od czasów stworzenia, czyli Wieżę Babel (inscenizacja Adolf Weltschek i Jerzy Zoń, scenografia Joanna Braun). Spektakl właściwie bez słów, bazujący na obrazach, nastrojach, dźwiękach. Nie sposób porównywać tak różne dwa przedsięwzięcia, które dzieli piętnaście lat. Pisałem o polityczności Ogrodu rozkoszy. W przypadku Wieży Babel tego typu tematyki właściwie nie ma, ale nie wolno przeoczyć kontekstu: czas powstania widowiska to okres głębokich przemian Polski. Aspirowaliśmy wtedy wszyscy do tego, by stać się obywatelami świata. Ten spektakl, choć skrojony na miarę tamtych czasów i odwołujący się choćby do polskiej sztuki ludowej, zgłaszał w zasadzie pełny akces do wspólnej europejskiej rodziny teatralnej. Bez kompleksów i ze świadomością własnej drogi.

Odwołam się do recenzji, którą wtedy napisałem, przedstawiającej jedną ze scen: „jaskrawo kolorowe rajskie (zarazem odpustowe) drzewka, ogromne ptaki na kołach, jakby żywcem wzięte z krainy szczęśliwego dzieciństwa, różowe świnki, kręcące się obok siebie drapieżne zwierzęta i łabędzie, stanowiły krajobraz rajskiej dziedziny. Pośród nich baraszkowały dzieci, a w ich cieniu (a raczej blasku – bo później drzewa eksplodowały kolorowymi ogniami) odbywała się radosna zabawa do wtóru muzyk z różnych stron świata”. Oglądając ten spektakl pomyślałem wtedy, że teatr czasem może po prostu sprawiać radość – a to już duża wartość. Ale ten uniwersalizm, odwołanie się do wyobrażeń wspólnych wszystkim ludziom, uczyniły z Teatru KTO grupę wędrowców. Teatr odwiedził setki miast na wszystkich kontynentach.

A ja przez te wszystkie lata do dziś pozostałem wiernym widzem KTO. Czasem zafascynowanym (jak Wieżą Babel), czasem grymaszącym. Zawsze jednak ciekawym, co znów wymyśli Jerzy Zoń.

[FM_form id="1"]
Skip to content