Milion cichych nocy – felieton Pawła Głowackiego

Udostępnij:

Opowiadałem już tę historię? Czy już słyszeliście małą narracyjną groteskę o awanturze w miejskim autobusie, co skończyła się abstrakcyjną refleksją o konieczności przyszycia dodatkowego guzika do płaszcza młodzieńca o cienkiej szyi? A znacie inną, wiele, wiele starszą opowieść, sędziwą jak nasza cywilizacja, opowieść o cudownej wizycie skrzydlatego Gabriela, stajence, tycim synku Wszechmogącego, leżącym w żłobie, Trzech Królach, Herodzie, a także o sunącym później, grudzień w grudzień, przez liczne pokolenia, karpiu, kluskach z makiem i uszkach w barszczu – wszystko to zaś na śnieżnobiałym obrusie podane? I jeszcze tę o „Cichej nocy”, wciąż od nowa – każdego minionego grudnia, każdego przyszłego grudnia, więc też nieuchronnie lada dzień – nuconej nad karpiem oraz na Pasterce – czy poznaliście te narrację? Nie szkodzi. Historię sędziwą jak nasza cywilizacja Wędrowny Teatr Lalek MAŁE MI i tak znowu snuć będzie na scenie Teatru KTO, właśnie teraz, w grudniu. Aktorka i aktor w rolach siostry i brata pokażą dzieciom „Szydełkową szopkę babci Klary”. Wszystkiego – czterdzieści kilka minut bajki, ale to dla wieczności wystarczy. Powtórzą historię narodzin Syna Bożego, z okrągłego, dużego pudła – być może babcia Klara dawno temu przechowywała w nim ciepły kapelusz na Pasterkę – wyciągając wełniane lalki, z kolorowych motków utkane postacie Marii i Józefa, pastuszków, Heroda, owiec, Trzech Króli i reszty bohaterów Początku. Starą opowieść powtórzą ciepło, tonem jasnym, z pastelową lekkością. Oni – właśnie w taki sposób. A inni? Kiedyś, dziś, jutro? Jak wiele przeróżnych temperatur, tonów i ciężarów zyskała bądź zyska historia – przecież w sednie swym wciąż ta sama?

Żeby nie szukać za daleko: także w grudniu, każdego grudnia, od roku 1991 – 8. dnia ostatniego miesiąca „umiera” Tadeusz Kantor. W pamiętliwych opowieściach naszych powtarza się jego pierwsza, jedyna realna śmierć w roku 1990. Ile chwil przed nią ukończył i pokazał ostatni swój spektakl? W Awinionie, z młodymi aktorami ze świata całego, utkał, jak się okazało, pożegnalny cricotage. Utkał go z tego, co najważniejsze. Wigilia wczesnego dzieciństwa, może pierwsza, którą zapamiętał, wojskowe buty ojca, krzyż nad łóżkiem, milczenie cmentarza, magia snu, dziwność klęczenia przed odwiecznym znakiem. Ot, te w pamięci jego ślady pierwszych taktów danego mu czasu. Wrócił Kantor do źródła. Przed własnym końcem – powtórzył ocalone ślady. Raz jeszcze, tylko trochę inaczej, opowiedział sobie historię wiele razy już opowiadaną. Ta była szara, chłodna i twarda jak cegły, z których na scenie zbudował komin – znak domu dzieciństwa. Spektakl zagrali tylko cztery razy. Dla wieczności – starcza tyle. Tytuł był powtórzeniem tytułu kolędy, bodaj najdotkliwiej melancholijnej ze wszystkich: „Cicha noc”.

Wcześniej, dużo wcześniej, w innym seansie, by tak rzec, wehikule czasu, w seansie o tym samym domostwie dzieciństwa – inną kolędę słychać. „Lulajże, Jezuniu”, tyle że wersję ze Scherza h-moll Fryderyka Chopina, na domiar chłodu, szarości i metalicznego zgrzytu – wersję z płyty „martwej”, jakoś popsutej, porysowanej, może pękniętej. I Wuj Stasio – wracające z frontu widmo, całe w łachmanach o konsystencji próchna – ten domorosły skrzypek-amator, grał połamane nuty bożonarodzeniowej nostalgii nie na skrzypcach, lecz, katatonicznie kręcąc korbką, na zmienionym w katarynkę popękanym futerale skrzypiec. Zwłaszcza w finale był Wuj Stasio gorzki. Najdalszą przeszłość, ale i rytuał odwiecznego powtarzania – czyli pierwszą wigilijną kolację i zarazem wszystkie dalsze wigilijne kolacje – jak gdyby korbką rozkręcał dokładnie wtedy, kiedy Kantor składał na rozległym blacie śnieżnobiały obrus, już pusty. Przy muzyce Wuja Stasia, gestami powtarzał Kantor starą opowieść. Tytuł seansu nie mógł nie mieć struktury echa: „Wielopole, Wielopole”. Stara ta opowieść o cichej nocy – niebawem wróci kolejny raz. Na scenie KTO powtórzy się w miękkościach pastelowej, ciepłej włóczki babci Klary.

Teatr, film, literatura, malarstwo, rzeźba… Poprzestańmy na tym. Gdyby bohaterów cichej nocy, przez ponad dwa tysiąclecia powtórzonych przez ludzkość w pięciu tych kategoriach, chcieć w jednym czasie zebrać w miejscu tym samym – czy starczyłoby kuli ziemskiej, by ich wszystkich pomieścić? Wyobrażacie sobie choćby tylko królów Baltazarów w liczbie, powiedzmy, miliona, z których każdy w duchu uznaje każdego innego, tylko nie siebie, za kompletnie chybiony plagiat Baltazara oryginalnego – lecz oficjalnie, sztucznie się do siebie i kamer uśmiechając, prowadzonych przez milion gwiazd betlejemskich, w milionowym peletonie pokory zgodnie wędrujących do monstrualnej, godnej miasta Meksyk aglomeracji miliona świętych stajenek? I czy wyobrażacie sobie, że jeden z nich, choćby Baltazar z obrazu Piotra Bruegela, wchodzi do jednej ze stajenek, na przykład tej przez Hieronima Boscha powtórzonej na desce – a tam, na kolanach jednej Marii, akurat tej, którą Sandro Botticelli sportretował, włóczkowymi nóziami majta oto radośnie Jezusek z seansu Teatru MAŁE MI? Ja sobie wyobrażam.

Banał o burdzie w miejskim autokarze i o guzikowej radzie, jakiej cienkoszyjemu młodzieńcowi udziela grubo później kolega, Raymond Queneau wyssał z palca. Tak, jest prawie pewne, że opowiadałem już o tym. I dlatego właśnie powtórzę: wyssał Queneau narracyjny banał z palca, po czym powtórzył go w 99 wersjach, 99 intonacjach, rytmach, nastrojach, po czym wydał wszystko w książce „Ćwiczenia stylistyczne”. Jeśli dla banału jedyną szansą istnienia jest niezamierające echo – co powiedzieć o istnieniu tematów rzeczywiście fundamentalnych?

Być może prawdziwą mocą historii cichej nocy jest nie to, że się wydarzyła, albo nie wydarzyła, lecz to, iż wciąż na nowo historię tę sobie snujemy, mimo że od dziecka znamy ją przecież na wylot? Lecz może być i tak, że seans snucia historii cichej nocy powtarzamy z odwrotnej przyczyny? Czyżby dlatego, iż cała prawda jest i pozostanie nam niedostępna, więc wszystko, co mamy, to tylko pocieszenie niezamierającego echa, bezradny teatr grudniowych ćwiczeń stylistycznych?

Dobrych Świąt.

 

„Milion cichych nocy”

Paweł Głowacki

 

 

 

 

 

 

[FM_form id="1"]
Skip to content