Paweł Głowacki
Gwar duchów
Kiedy ktoś przybliża się do Kafki, wyczuwa, że powietrze wokół niego wibruje tak, jakby je przed chwilą poruszyły czarne skrzydła.
Roberto Calasso „Moce”
Tym razem generał w okularach przeciwsłonecznych nie wyda dywizjom rozkazu wymarszu nocą. 9 listopada Teatr Ósmego Dnia znów pokaże spektakl w Krakowie, na scenie Teatru KTO. Będzie to seans „Kafka:[tekst urywa się]”. Lecz inaczej niż 43 lata temu – wojsko zostanie w koszarach, pod kołdrami. Nie ruszą czołgi. Uzbrojeni po zęby żołnierze nie wkroczą do miasta, nie zaparkują transporterów opancerzonych na kluczowych skrzyżowaniach i głównych placach, nie zaczną tupać, by nie skostnieć na mrozie, nie wysuną rąk nad płonące koksowniki, nie wzmocnią się pocieszycielką. I nikt z nas nie poczuje się nieswojo, jak poczuł się tamtej grudniowej nocy. Teatr Ósmego Dnia zagrał wtedy w Starym Teatrze… Głowy nie dam, lecz chyba był to spektakl „Ach, jakże godnie żyliśmy”. Skończyli pokaz bardzo późno, tuż przed godziną duchów. Na skrzyżowaniu Dietla i Starowiślnej długo nie zjawiał się żaden nocny autobus ni tramwaj. Sunęły jedynie ciężarówki pełne hełmów, milicyjne suki, wozy bojowe. Zielony kondukt, zupełnie niezrozumiały. Dopiero rankiem wszyscy zobaczyli na ekranach telewizorów figurę generała w okularach przeciwsłonecznych i pojęli, że oto zaczął się koniec małego świata.
Tamtej grudniowej nocy – co zdarzyło się w Starym Teatrze? Czyżby swą sceniczną sztuką aktorzy z Poznania obudzili demona zniewolenia? Czyżby teatrem, co nie wybacza, zdarli pastelową, fałszywie łagodną maskę z mrocznej gęby demona? Rzecz jasna – nie. Jednak patrząc swobodniej, wręcz poetycko – któremu innemu z „walczących” polskich alternatywnych ansambli tamtych czasów, któremu, jak nie Teatrowi Ósmego Dnia mógł przytrafić się zbieg okoliczności pozwalający myśleć, że kolejnym z „bitewnych” spektakli, których od dnia swego powstania w roku 1964 Teatr ów stworzył legion, rozpętali oto stan wojenny, co w dalekim efekcie skroplił się w wolność? Żadnemu innemu. Lecz tym razem, niebawem, 10 listopada o poranku, na ekranach telewizorów nie zjawi się generał w przeciwsłonecznych okularach. Ani tamten generał, ani żaden innych. Zatem? Jedno pewne – nie wydarzy się nic spektakularnego. Nic strzeliście polskiego.
Poznańscy artyści zmienili w teatr postrzępione ślady niegdysiejszej samotności, być może jednej z najskrajniejszych. Nadali sceniczne ciało słownym śladom Franza Kafki. Wyimki z opowiadań „Myśliwy Grakchus” i „Lekarz wiejski”, kawałki „Dzienników”, frazy z listów, nade wszystko zaś garść językowych okruchów wyłuskanych z tomu „Prozy utajone”, który jest niczym kopiec opowiastek niedokończonych, intonacji urwanych w pół słowa, poniechanych obrazków, kadłubków często kończących się nie kropką a informacją wydawcy „[tekst urywa się]”. Z istnień owych, pokruszonych i ledwo brzęczących, aktorzy, starzy aktorzy „Ósmego Dnia”, weterani wielu dawnych, spektakularnych „bitew” teatralno-społeczno-politycznych, utkali dziś coś na podobieństwo falującej pajęczyny – impresję o pamięci, o duchach, o zmarłych, co czasami wracają tylko na mgnienie. Tak myślę, bo przecież nie wiem na pewno, gdyż jeszcze nie widziałem. Ale staram się ufać recenzenckim opisom, a zwłaszcza fotografiom. Nade wszystko zaś przekonuje mnie nagłe skojarzenie krytyka, któremu naraz wsunął się w wyobraźnię sceniczny świat twórcy „Czekając na Godota”. Tak, „Kafkę” Teatru Ósmego Dnia prawdopodobnie można ustawić tuż obok „Wtedy gdy” Samuela Becketta lub przy jego „Ostatniej taśmie”, gdzie staruszek Krapp odsłuchuje na szpulowym magnetofonie nagrań swej mowy z dalekiej przeszłości, z wielu dalekich przeszłości. Podobnie jak bohater „Wtedy gdy”, siwy starzec leżący na wznak z rozrzuconymi na poduszce włosami, co wsłuchuje się w krążące wokół jego głowy głosy pamięci w zupełnej rozsypce, próbuje łowić kulejące głosy snujące bajkę o nim niegdysiejszym, tak odległym, że teraz już tylko zdumiewającym, już tylko nie do uwierzenia. Starzec wie, że taka pamięć, to jest mało. Owszem. Lecz wie też, że jest to wszystko, gdyż nie ma innej pamięci niż jedynie pamięć bezsilna.
Więc co? Więc jak? Czyżby dawne, wielkie i słuszne „bitwy” Teatru Ósmego Dnia, niczym u Kafki Gregor Samsa o świcie w robaka – przemieniły się, a raczej zaczęły się z wolna i nieubłaganie przemieniać w teatr pierwszej osoby liczby pojedynczej, który chce snuć opowieści tylko o lękach pierwszej osoby liczby pojedynczej? Jedynie o „Ja” i „Ty”, a nie o „My” i „Oni”? Nie o Polsce wszechstronnie zbolałej, a o samotnej białej głowie staruszka, zasłuchanego nocą w zamszowy gwar duchów? Jakkolwiek brzmi prawda – w nocy z 9 na 10 listopada tego roku czołgi nie ruszą, o poranku nie zamruczy w telewizji generał w przeciwsłonecznych okularach. Nie. Lecz całkiem możliwe, że ktoś nagle usłyszy przelatującą ćmę podobną do tej, której ogromny czarny portret kilka razy zjawia się w kafkowskiej opowieści Teatru Ósmego Dnia. Ale spokojnie, spokojnie, nie ma się czego bać. Przecież zawsze można sobie powiedzieć, że to nic, że to się tylko zdawało.